sobota, 18 maja 2013

3. Poznajmy się lepiej - Samir.


Przez długi czas zastanawiałem się co napisać w tym temacie, tak by okazał się wyczerpany do cna i by nie musieć odpowiadać na serie niewygodnych pytań. Po chwili zdałem sobie jednak sprawę z tego, że nie ma niewygodnych pytań, są tylko niewygodne odpowiedzi. „Kto pyta, nie błądzi” ma pewien sens, dlatego choć postaram się wiele zawrzeć w samym artykule, to nie zamierzam bać się zapytań z waszej strony i postanowiłem na wszystkie odpowiedzieć szczerze, choćbym miał zostać potępiony, bo w wielu przypadkach krytyka mi się należy. Mężczyzna nie jest cyborgiem, nie jest ideałem, choć powinien do niego dążyć, to dążenie jednak sprawia, że ociera się o błędy, niekiedy je zdeptuje, a niekiedy wręcz z zapałem zbiera. Oczywiście nie trzeba dążyć do sięgnięcia ideału by popełnić błąd. Nasze przewiny to naturalna kolej rzeczy, to życie człowieka, które nie istnieje bez grzechu, winy, błędów, przyczyn i skutków.


Urodziłem się i wychowałem w innej kulturze, nawet nie byłem katolikiem. Wyrosłem w społeczeństwie, które głosi „równi, ale nie tacy sami” – zdanie to tyczy się do kobiet i mężczyzn, żon i mężów, sióstr i braci. W tym społeczeństwie panuje przekonanie, że to mężczyzna jest głową rodziny, to w jego obowiązku jest zarobić na dom i zapewnić byt żonie nie gorszy niż miała w rodzinnym domu. Kobieta jest natomiast postrzegana jako istotka potrzebująca opieki, przewodnictwa i oparcia. Czy według Koranu mąż może skarcić żonę? Jeden fragment o tym mówi, ale Islam nie popiera kar cielesnych, bez względu na to co głoszą media. Oczywiście kobieta może trafić na Muzułmanina co będzie się znęcał nad rodziną, ale równie łatwo możne trafić na Polaka, który nie tylko będzie się nad rodziną znęcał, ale też pił i nie zarabiał na jej byt. Nie należy wydawać opinii o wszystkich na podstawie jednostki, czy kilku przykładów mających na celu wzbudzić  nagłe masowe zainteresowanie i tym podnieść popyt na niektóre produkty. Wróćmy jednak do tematu, bo trochę od niego odbiegłem. Islam choć nie popiera kar cielesnych wobec kobiet, to na nie zezwala, ale jest to naprawdę w drodze wyjątku, kiedy rozmowy, napominania i inne metody nie poskutkowały.

Należy też zaznaczyć, że co kraj to obyczaj. Dla Muzułmanina wymierzenie kobiecie lekkiego policzka nie jest przemocą, a jedynie delikatnym skarceniem, zwróceniem uwagi by zaczęła zważać na swoje błędy i wyzbyła się ich. Podobnie jak dla Francuzów wymierzenie dziecku policzka jest tym samym co dla Polaków wymierzenie dziecku klapsa – jest to zakorzenione, to się bierze z przeszłości tego kraju i nic się na to nie poradzi. Po latach, dzięki zakazom i nakazom być może będzie to tylko echem i oby tak było w obu tych przepadkach, ale tak naprawdę nigdy nie mamy pewności co się dzieje za zamkniętymi drzwiami sąsiadów. W Polsce jest zakaz bicia dzieci, a proszę sobie odpowiedzieć na pytanie ile ludzi się do tego zakazu nie stosuje? Mnie się wydaje, że większość. Ilu z was tego zakazu nie popiera? Też mi się wydaje, że większość, tylko większość boi się o tym mówić. Ja bym rozgraniczył klaps od przemocy, podobnie jak krzyk od awantury, czy też szlaban od ograniczenia wolności drugiemu człowiekowi, który ma do niej jak wiadomo prawo.

I tu należy przejść do tematu kiedy kończy się wolność drugiego człowieka? Wtedy kiedy wchodzi na terytorium cudzej wolności? Wtedy kiedy tą swoją wolnością krzywdzi innych? Podobnie jak tu zdania będą podzielone, tak samo są podzielone opinie o wszystkim innym.

Każda kobieta pragnie dżentelmena – mówią. Nie prawda, są kobiety co czułyby się odarte z godności, gdyby przed nimi jakiś mężczyzna otworzył drzwi, czy odsunął im krzesło. Są też kobiety, które czułyby się poniżone, gdyby jakiś mężczyzna wepchnął się przed nimi i przeszedł przez drzwi, albo sam zasiadł do kolacji, nie dbając o komfort i to krzesło dla swojej towarzyszki.

Każdy mężczyzna pragnie księżniczki – nawołują co niektórzy. Nie, to też nieprawda. „Po co mi kobieta co tylko leży i pachnie?” – oto pytanie wielu.
Każdy mężczyzna pragnie prowadzić kobietę przez życie i się nią opiekować, bo nie przystoi mężczyźnie nie podejmować tego obowiązku. – Z tym akurat się zgodzę, ale pod warunkiem, że mówimy „Mężczyzna” mając moją interpretacje tego słowa na myśli. Jeśli jednak mówimy o większości mężczyzn XXI wieku, to nie, oni raczej wolą jak to nimi się każdy opiekuje i ich prowadzi przez życie, bo bez żony, albo matki, albo innej bliskiej osoby to nawet palcem do du… nie trafią. Przepraszam, bo trochę się zagalopowałem, być może teraz jakiś pan poczuł się urażony, ale trudno, ja zawsze nie darzyłem szacunkiem chłopców, którzy są dorośli wiekiem, a niedojrzali emocjonalnie, uczuciowo, czy też poglądowo. Facet, który sam z sobą sobie nie radzi, nie poradzi sobie też jako mąż i ojciec, nie będzie oparciem dla kobiety i dzieci, a jedynie ich kolejną troską, zmartwieniem.

Do tego co powyżej zapewne jeszcze nie raz wrócę w kolejnych artykułach, oczywiście rozwijając temat. Teraz chciałem tylko osiągnąć wstęp, dać przedsmak tego o czym chciałbym wam opowiedzieć. Pragnę nie być dla was tylko jakimś mężczyzną z sieci co nagle chce stworzyć ideologie przedstawiając mężczyznę jako pana i władcę, a kobietę jako uległą i posłuszną. Choć pojawiłem się znikąd, to nie chcę takim pozostać w waszych oczach, czy też wyobrażeniach. Dlatego przedstawię wam siebie, moje poglądy, doświadczenia, moje początki.
Mam trzydzieści lat, od sześciu lat, dziewięciu miesięcy i sześciu dni mam żonę, wciąż tę samą. W naszym życiu bywało różnie… Poznałem ją w chwili kiedy nie chciałem zakładać jeszcze rodziny, ale cóż… trafiło i mnie. Była bardzo młoda, miała zaledwie szesnaście lat, ja byłem już dorosły. Te kilka lat teraz nie jest źle postrzegane przez społeczeństwo, ale wtedy było. Szesnastoletnia kobieta i prawie dwudziestotrzyletni facet. Szczególnie jej rodzina była temu przeciwna, choć poznali mnie dopiero pół roku później. Chociaż nie wiem co im bardziej we mnie przeszkadzało, wiek czy narodowość. Być może na równi przeszkadzało im i jedno i drugie. Ja wtedy mieszkałem w Londynie, a moja narzeczona (oświadczyłem się w dniu jej wyjazdu z Londynu, po dwóch miesiącach znajomości) we Francji. Jej babcia okazała się pomocna, przekonała jej rodziców do zawarcia małżeństwa, mnie to nawet nie chcieli słuchać, więc ostatecznie chciałem poczekać do momentu aż osiągnie osiemnaście lat. Wyszła za mnie w wieku siedemnastu i pół. Wyjechaliśmy do Londynu, po jedenastu miesiącach przyszedł na świat nasz pierwszy synek. Żyliśmy normalnie, nie przedstawiałem żonie żadnych ideologii, że to ja będę dominował, a ona ma być uległa… jednak w niektórych sytuacjach to wychodziło samo z siebie. Nigdy nie tolerowałem krzyków, awantur, histerii i działania we wzburzonych emocjach. Ona o tym wiedziała, znała granice, wyczuwała je i zmieniała ton kiedy już balansowała na krawędzi. Gdyby ktoś w dzień ślubu, albo te dwa lata po nim powiedział mi, że kiedykolwiek uderzę żonę, to wyśmiałbym go, nie dowierzał w to proroctwo. Życie jednak toczyło się dalej, a my tułaliśmy się między Londynem, Francją i Polską (moja matka jest Polką). W końcu przyszedł czas odwiedzić „mój kraj” i tam niestety powtórzyłem dobrze znany z gazet schemat, choć tylko początek. Nie bez powodu, ale sądzę, że mogłem postąpić inaczej. Sytuacja się skomplikowała. W teorii mieliśmy w Libii spędzić dwa i pół miesiąca, w praktyce spędziliśmy tam czternaście miesięcy. Żona na początku rozumiała, że mam obowiązki, zobowiązania względem mojej rodziny (zmarł ojciec, a ja musiałem się wszystkim zająć), potem jednak przestała to rozumieć, chciała wracać, a ja nie chciałem puszczać ją w podróż samej z rocznym dzieckiem (teraz wychodzi moja nadopiekuńczość). Później okazało się, że żona jest w ciąży, zagrożonej, właściwie „ciąża wysokiego ryzyka, pod wielkim znakiem zapytania”, uznałem więc, że podróż nie jest na obecną chwilę najlepszym pomysłem. I tu nastąpił bunt, bo ona bez względu na straty, nie chce spędzić w tym kraju ani minuty dłużej. Nawet ją rozumiałem, ale ja się martwiłem o moje nienarodzone dziecko, a ona urządzała histerie i teatrzyki, bo z domu wyniosła, że dzięki takim scenkom i sztuczkom zawsze postawi na swoim. Nie da się w nieskończoność wychodzić z pokoju i zamykać drzwi, gdy żona krzyczy, nie da się piętnaście razy na dobę tłumaczyć tego samego. W końcu miarka się przebrała, ale tylko dlatego, że szkodziła sama sobie i nienarodzonemu dziecku – postanowiła nie jeść i tym strajkiem głodowym zmusić mnie do podjęcia ryzyka i wyjazdu. Najprościej wtedy byłoby jej odpuścić i przytaknąć, ale co gdyby coś się stało? Gdyby doszło do komplikacji w samolocie? Wielu by powiedziało wtedy „tak chciał los”, ale ja winiłbym za to siebie, bo jako jej mąż i ojciec tego dziecka powinienem się nimi opiekować, podejmować decyzje kierując się ich osobistym dobrem i dobrem całej rodziny.  Dwa dni czekałem aż jej się znudzi, nie znudziło się, zaparła się maksymalnie w swoim postanowieniu. I tutaj powtórzyłem kolejny schemat. Pierwszy był – nie wracamy jeszcze do domu, a drugi – wymierzony policzek. Nie mocno, była w ciąży, nie chciałem jej skrzywdzić, ani jej, ani dziecka, chciałem jej tylko postawić granice, a jeśli to by nie poskutkowało to nawet przymusić strachem… zrobiłbym wszystko byleby sobie nie szkodziła. W Libii urodził się mój drugi syn, wróciliśmy do domu, przenieśliśmy się na stałe do Polski. Teraz patrząc w przeszłość, myślę, że mogłem wtedy postąpić inaczej. Właściwie to już zaraz po tym policzku wymierzonym jej czułem, że powinienem postąpić inaczej, że to posunięcie było błędem, bo ja sam po nim straciłem szacunek do samego siebie, a tym samym zapewne ona zaprzestanie szanować mnie. Zadawałem sam sobie pytania „co będzie kiedy podobna sytuacja się powtórzy?” „co kiedy znów będę miał na szali zagrożenie i zły czyn, co wybiorę?” „czy jeszcze kiedyś ją uderzę i czy to się stanie dla mnie złotym środkiem na rozwiązywanie problemów?”. Oczywiście bicie nigdy nie jest złotym środkiem, jest na szarym końcu, kiedy już wszystko inne zawiedzie, albo następuje wyjątkowa, krytyczna sytuacja. Tak uważam ja. Są od tego wyjątki, gdy uprzedziło się wcześniej, gdy kobieta jest świadoma, że za ten czyn poniesie konsekwencje. W wypadku gdy jest świadoma, nie wyciągnięcie tych konsekwencji może bardziej zaszkodzić niż sprawienie tego lania. Żony w twarz nie uderzyłem nigdy więcej, tam był pierwszy i ostatni raz. Jednak dostałem od życia lekcje uczenia się na błędach. Otóż kobiety nie da się prowadzić przez życie, opiekować się nią, dawać jej poczucie bezpieczeństwa, okazywać jej zainteresowanie bez wyznaczania granic i wyciągania konsekwencji, gdy one zostaną przekroczone.

Ja tym krótkim, a może i nieco przydługawym tekstem nie chciałem was zniechęcić, a jedynie przybliżyć wam motywację, przyczyny i mój punkt widzenia. Chciałem udowodnić, że takie zachowanie, że DD nie bierze się znikąd, nie zawsze pochodzi z sieci, nie jest związane z jakąś perwersją seksualną. Ono po prostu w pewnym momencie zradza się w głowie człowieka bez określonej nazwy, ale w określonym celu. Nazewnictwo najczęściej poznaje się później, a po przejrzeniu kilkunastu stron okazuje się, że nie godzimy się z połową, albo i większością tego co tam jest napisane. Jednak oto chodzi! Nie należy na ślepo jeść wszystkiego co podają na tacy, bo to, że innym to smakuje, nie znaczy, że posmakuje nam. Posłużyłem się metaforą, bo już myślę o kolacji, ale powracając do tematu, to wyjaśnię co mam na myśli. Otóż to, że jakiś mężczyzna, który deklaruje, że żyje w związku DD wymierza żonie karę w postaci lania za spóźnienie, nie znaczy, że i wy drodzy mężczyźni macie tak postępować. To, że jakaś kobieta, żyjąca w związku DD, która raz upiła się na dyskotece teraz za każdym razem, gdy idzie na zabawę z mężczyzną wcześniej zbiera od niego nie małe cięgi nie znaczy, że i wasz mężczyzna drogie czytelniczki będzie tak postępował. Związki DD są jak związki partnerskie, są indywidualnością, nie ma dwóch takich samych. Podobne są zasady, właściwie jest dużo elementów wspólnych, ale kto co z przeczytanego, danego tematu zastosuje w swoim domu zależy od niego, nie od tego kto to napisał. My – Ja i koleżanka (współautorka bloga) przytoczymy wam wszystko o DD, różnego rodzaju kary, lanie, pozycje, zasady, obowiązki, prawa, wymagania itd., ale zawsze dodamy nasze zdanie, z czym my się zgadzamy, w jakiej sytuacji się z tym zgadzamy, a co potępiamy i dlaczego. Oczywiście nikt z czytelników nie musi się z nami zgodzić w naszej opinii, przecież jest wolną jednostką, myślącą, może wypracować własne zdanie na ten temat i szczerze to powinien. Może jednak z nami dyskutować czy to w komentarzach, czy prywatnie mailem, czy na forum, czy też czacie. Może pytać nas o zdanie, o to co my byśmy zrobili w danej sytuacji, ale to nie muszą się okazać złote rady, nie trzeba z nich korzystać. Możemy „bić się” na argumenty, wypracować wspólnie jakieś porozumienie lub bez niego, bez tego kompromisu zrozumieć siebie nawzajem.

Pozdrawiam i życzę wszystkim miłego weekendu.

5 komentarzy:

  1. A twoją wypowiedź akurat jestem w stanie zrozumieć i w pełni poprzeć. Nawet ten policzek, bo w takiej sytuacji, jakbyś podchodził do tego na zimno, gdy w grę wchodziło zdrowie dziecka i żony to chyba gorzej bym cię oceniał, niż po tym "liściu".

    Co zaś tyczy się tego, że chciała wracać... ja bym kurde mając finanse lekarza wziął na pokład samolotu by z nami leciał i zafundował mu też bilet w powrotna stronę. Nie trzymałbym kobiety na siłę w znienawidzonym kraju, chyba, że bym naprawdę nie miał innego wyjścia.

    Co się tyczy lania, prawdziwy mężczyzna, który jest dla kobiety ważny i ona jest ważna dla niego nie musi sięgać często po klapsa, bo działa sama rozmowa, a ludzie znają się po kilku miesiącach już na tyle, by nie czynić sobie nawzajem niepotrzebnych przykrości. Dlatego często nie ma nawet za co bić... nie ma po co :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A co jesli to mezczyzna sie zle zachwuje, jest uparty i dziala na szkode rodziny badz kobiety? Tez wolno jej uderzyc tak "na upomnienie"? Niesadze, dlatego dla mnie zwiazek DD nie jest zwiazkiem partnerskim tylko patriarchalnym, wrecz dyktatura, gdzie tylko jeden ma zawsze racje i ostatnie zdanie, nawet jak racji nie ma. Co innego meski mezczyzna i kobiecia kobieta niz taki wyzyskujacy 2 strony zwiazek. Prawde mowiac, ja po tym policzku poprostu bym odeszla, niewazne jak bardzo bym kochala, niewazne czy dzieci czy nie, mimo ze jestem opanowana i spokojna osoba, to by przelalo czare goryczy. Tym bardziej ze bardzo nieodpowiedzialnym jest obiecac wyjazd na 2 miesiace a wracac po 14, to brak szacunku i nieliczenie sie z druga osoba, napewno niepodobne do glowy rodziny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ja przyznaje tobie rację, nigdy nie powinienem uderzyć kobiety w twarz, żadnej, a tym bardziej mojej żony. Co do wyjazdu, może i postąpiłem nieuczciwie, ale to nie do końca tak - ja wyjeżdżając naprawdę myślałem, że jedziemy tylko na dwa tygodnie, ale ojciec zmarł, firmą trzeba się było zająć, aż do momenty gdy mój brat wróci, on miał ostatni rok studiów... Wszystko się potoczyło nie tak jak powinno, a na dodatek bałbym się wracać z ciężarną kobietą, gdy ciąża jest wysokiego ryzyka. W DD jest tak, że to mężczyzna ponosi odpowiedzialność, czyli gdyby mojemu... naszemu synkowi się coś stało, to byłaby tylko i wyłącznie moja wina. Dlatego zrobiłem wszystko by urodził się tam, cały i zdrowy. Wracając jeszcze do tego policzka, popieram, bo mogłem dać w pupę, a nie w twarz, ale w tamtej sytuacji nie było innego wyjścia niż uderzyć, bo słowa, racjonalne argumenty do mojej żony nie docierały. DD to też nie dyktatura, zapewniam cię i nie zawsze jedna osoba ma racje. To nie jest tak... wybiera mężczyzna, ale to tego mężczyznę wybiera kobieta. Jeśli wybrała idiotę, który nie będzie kierował się jej dobrem, a tylko swoim "bo ja tak chcę" to wyszła za tyrana, a nie za mężczyznę. Takie jest moje zdanie. Dziękuje jednak za tą aluzję o patriarchacie i dyktaturze, bo będzie można to wykorzystać do artykułu.

      Usuń
  3. Tu się nie zgodzę. Jeśli traktujesz kobietę jak wolnego człowieka, to znaczy, że szanujesz i respektujesz jej wybór. Jeśli więc postanawia wyjechać, a Twoje argumenty nie są dla niej wystarczające, należy uszanować taką decyzję. Nie mówimy o małym dziecku, tylko o dorosłej osobie odpowiedzialnej za własne ciało i zdrowie. Jeśli popełni błąd - poniesie konsekwencje. Trudno. Takie są zasady i skutki bycia dorosłym. Podejmując decyzję za inną osobę, odbierasz jej możliwość i prawo wykształcenia w sobie samodzielności, prawo do bycia dorosłym. DD czyni z kobiety wieczne dziecko. Pomyśl, co będzie, jeśli Cię z jakiegoś powodu straci? Śmierć ,kataklizm, cokolwiek... Ludzkie sprawy. W jaki sposób sobie w życiu poradzi jako wieczna dziewczynka? Wiem, że w DD może być komuś z różnych powodów fajnie, ale rzeczywistość i rozum mówią, że przed odpowiedzialnością i konsekwencjami nie można uciekać. I nie mam tu na myśli klapsa w pupę...

    OdpowiedzUsuń
  4. Dodam też, że mój partner jest mężczyzną bardzo zaradnym, odpowiedzialnym, opiekuńczym, wyrozumiałym i dającym mi dużo ciepła. Jednocześnie, akceptuje moje potknięcia, moje wybory i decyzje. Mogą go cieszyć lub wkurzać, ale je szanuje, bierze to na klatę. I odwrotnie.
    Zachęca mnie do samodzielności. Nie dlatego, żeby zdjąć odpowiedzialność ze swoich barków, bo wspiera mnie całym sobą, nie odwraca się ode mnie, pomaga mi.Uznaje natomiast, moją wolność, potrzeby i charakter. Jesteśmy dwiema autonomicznymi jednostkami, ale i jednością, ponieważ się uzupełniamy. Szacunek dla decyzji i wolności tylko cementuje nasz związek. :) Do tego potrzeba mnóstwa siły, dojrzałości, cierpliwości i akceptacji. Po prostu idziemy na kompromisy. Jesteśmy razem 10 lat. To działa. :)

    OdpowiedzUsuń