niedziela, 19 maja 2013

4. Poznajmy się lepiej - Paulina.


Nie jest łatwo mówić o sobie. Do tego potrzeba odwagi i dystansu, a mi często tego brak, trzeba znać swoją wartość, a ja ponoć swoją zaniżam. Trzeba lubić siebie, a bywają chwile, gdy siebie nie znoszę. Dobrze byłoby być także w tym wszystkim obiektywnym, a ja bywam subiektywna. Jednak postanowiłam, że zbiorę się w sobie, stanę obok i spojrzę na siebie z dystansem, starając się być obiektywna…
Mam na imię Paulina. Chodzę po tym świecie już 23 wiosny. Jestem żoną i mamą. Realizuję się zawodowo, w pracy, która jest równocześnie moją pasją. Studiuję. Wiele już osiągnęłam, ale znacznie więcej jeszcze przede mną. To, jaka jestem, zawdzięczam swojej przeszłości – czasami trudnej, innym razem bolesnej, a jeszcze innym szczęśliwej. Wszystko, co mam w chwili obecnej zawdzięczam temu, co było, tym wszystkim chwilom, momentom, zdarzeniom, których zazwyczaj się nie docenia, na które nie zwraca się uwagi. A one są i budują mnie, kształtują moją osobowość.


Od zawsze pragnęłam mieć dzieci. I męża. Ale męża, nie chłopca, który bawi się w dorosłe życie. Człowieka, który byłby dla mnie oparciem, podporą, moją spokojną zatoką, bezpieczną przystanią. Męża, który argumentem, nie krzykiem, przekonałby mnie do swoich racji. Mężczyzny, który by szanował, kochał, a nawet rozpieszczał, bo jak każda kobieta lubię być rozpieszczana i doceniana.
Jednak w dzisiejszym świecie bardzo trudno znaleźć kogoś takiego. Mężczyźni chyba zapomnieli, jaka jest ich rola. Nie wiedzą, czego oczekują od nich kobiety. A może nie chcą wiedzieć? W każdym razie zachowują się, jak rozpuszczone księżniczki, są nieporadni życiowo, zagubieni, sfeminizowani. Z kolei kobiety zachowują się jak faceci. Chcą być samowystarczalne, udają, że ze wszystkim dają sobie radę same, że nie potrzebują niczyjej pomocy bo są silne, dzielne i zaradne. Ja chyba nie jestem. Owszem, umiem poradzić sobie prawie w każdej sytuacji, gdy jest to potrzebne – odśnieżam, skręcam meble, gotuję, prasuję, chodzę po drzewach, maluję, tapetuję – ale co z tego? Ja nie chcę być samowystarczalna, niezależna i wyzwolona. Chcę kogoś, kto szedłby ze mną przez życie, pozwalając się oprzeć na swoim silnym ramieniu. Stąd DD.

Bo mężczyzna pragnący DD taki właśnie jest – silny, opiekuńczy, troskliwy, kochający, doceniający wartość swojej kobiety, umiejący dyskutować, podpierający swoje zdanie właściwymi argumentami – takimi, którymi potrafiłyby przekonać do swoich racji także mnie. Podoba mi się to, że ludzie tworzący ten związek cały czas, nieustannie nad sobą pracują, doskonalą się dla siebie nawzajem, nie są bierni. Gołym okiem widać, że im zależy. 

Czasem jednak to, co jest plusem, w pewnych momentach bywa minusem. Bo kiedy przychodzi do zderzenia z rzeczywistością i mężczyzna decyduje czasami chce się tupać nogami i krzyczeć ze złości. Tak, miewam czasem takie uczucie. Najczęściej wtedy, gdy mam coś zrobić, lub nie zrobić, a chcę inaczej. A chcę inaczej, bo… tak. Bo chcę i koniec. W zasadzie bez większego powodu. Czasem irracjonalnie, bo jak się głębiej nad tym zastanowię, to wcale nie chcę. I sama nakręcam spiralę swojego zirytowania. Łapię się wtedy najmniejszych nawet szczegółów, niuansów i drążę, dogaduję. Spokojny ton rozmówcy jeszcze bardziej wytrąca mnie z równowagi. Bo dlaczego on jest spokojny, skoro ja się wściekam? Wtedy przydałoby się coś na „uspokojenie”. Jakiś impuls, bodziec, który dałby mi jasno do zrozumienia: „Przesadzasz. Skończ”.

Początkowo nie mogłam się z tym pogodzić i wywoływało to we mnie sprzeczne emocje: jak to, mężczyzna strzelił kobietę w tyłek? Jak on mógł? Jak śmiał? A co to, kobieta dziecko, by wymierzać jej klapsa? Sam niech siebie klepnie, jak ma chęć. 

Z czasem jednak przyszła refleksja, że ten klaps mi pomaga. Że prośbą, groźbą, czułym słowem mojego nakręcenia się nie rozładuje. I będę drążyć, wbijać szpilki, dogadywać, aż powiem coś, czego potem bardzo będę żałować. Czego wcale nie chcę powiedzieć. Bo ja wcale nie chcę się tak nakręcać, chcę przestać, ale jak już zacznę – nie umiem. Dlatego po prostu zaakceptowałam ten fakt. Nie polubiłam, bo tego chyba nie da się polubić, a zaakceptowałam. Zaczęłam liczyć się z tym, że coś takiego może mi się przydarzyć. Że… mogę dostać lanie.

I znów szok – że jak to tak, że klaps to co innego, że przecież nietykalność cielesna, że to boli, że nikt na coś takiego nie zasłużył, że jak bije to na pewno nie kocha, bo przecież nie może kochać w takiej sytuacji. Pamiętam, że różne myśli przychodziły mi do głowy. Odejść? Zostać? Nie wiedziałam, co robić. W końcu zapytałam. Porozmawialiśmy i wytłumaczył, co, jak i dlaczego. Nie mogłam się z nim nie zgodzić. Nie mogłam nie przyznać mu racji – bo przecież ją miał.

To nie jest tak, że żyje się w strachu przed karą, nie jest tak, ze człowiek się stara, bo wisi nad nim pasek. Człowiek się stara, bo mu zależy. Bo ma dla kogo. Nigdy nie myślałam na zasadzie: „Muszę to zrobić, bo inaczej oberwę”, raczej na zasadzie: „Muszę to zrobić, by go nie zawieść”.  Nie jest tak, że pojawia się obawa przed wyrażeniem własnego zdania, bo może się ono nie spodobać tej drugiej stronie. Trudno. Nie jestem kukłą i nie będę milczeć, gdy coś mi się nie podoba. Mam prawo do własnego zdania i korzystam z niego. Staram się to robić w sposób kulturalny i na poziomie. 

Wiem, jak wygląda życie w partnerstwie, wiem też jak wygląda życie w DD. Żadne nie jest idealne. Każde ma jakieś wady, jednak ja staram się skupiać na pozytywach. Tak już mam, że wolę widzieć w ludziach i rzeczach to, co dobre. Może to trochę naiwne, może trochę głupie, ale jest częścią mnie i nie mam zamiaru tego zmieniać.

Zgodziłam się współtworzyć z Samirem tego bloga, by podzielić się z Wami swoimi poglądami i pokazać ten drugi punkt widzenia. Bo każdy medal ma dwie strony. Dlaczego wypowiadać ma się tylko mężczyzna? Kobieta w takim związku jest równie ważna. Tez ma swoje plany, marzenia, pragnienia, czy oczekiwania. Jest uzupełnieniem mężczyzny, jego dopełnieniem. A może jest odwrotnie? Może to mężczyzna dopełnia swoją kobietę? Zapraszam do dyskusji. Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was swoją opowieścią, która w moim założeniu miała wyglądać zupełnie inaczej. Życie jednak po raz kolejny zweryfikowało moje plany i powstał post taki, a nie inny. 

Pozdrawiam
Paulina

1 komentarz: