Weszłam na bloga, przeczytałam i już zdążyłam się
zirytować. Czasami niepodważalność stanowiska Samira wzbudza we mnie bunt. Chcę
zrobić coś po swojemu, a nie mogę. Bo ja wcale nie chciałam pisać tego
następnego artykułu. Ja się chciałam po prostu dopisać do jego. Uzupełnić go.
Stanowczo wolę tę formę, niż pisanie jako pierwsza. Tak, wiem, życie nie zawsze
będzie układało się po mojemu, dlatego przewertowałam archiwum gg i znalazłam,
o czym miałam pisać.
Najpierw może wtrącę swoje trzy grosze na temat „zgody
na związek taki, a nie inny”. Początki bywają piękne i wyjątkowe. Dwoje ludzi
niespodziewanie wchodzi na jedną ścieżkę, najpierw idą obok siebie, lekko
muskając dłonią o dłoń, potem idą ramię w ramię, mocno trzymając się za ręce.
Pierwsze spacery, randki, wypady do kina, czy na dyskotekę. Już wtedy można
dostrzec, jak mężczyzna zachowuje się w stosunku do kobiety, czy przepuszcza ją
w drzwiach, odsuwa krzesło itd., czy jest szarmancki, czy wręcz przeciwnie, czy
jest „burakiem”. Już wtedy kobieta może podejrzewać, że jej mężczyzna ma jakieś
zasady, może intuicyjnie o tym wiedzieć, może to po prostu czuć.
Jak panowie uświadamiają partnerki o swoich
poglądach i przekonaniach? W jaki sposób przybliżają im domową dyscyplinę? Różnie.
Jedni od początku mówią, co i jak, u innych jakoś tak samo wychodzi, nie ma
reguły. Jak jest lepiej? Nie wiem. To indywidualna sprawa. Z jednej strony
dobrze od początku wiedzieć „na czym się stoi”, z drugiej jednak takie
stopniowe poznawanie siebie daje możliwość oswojenia się „z tematem”.
Oba warianty mają swoje zalety, oba mają swoje wady.
Myślałam, by zająć się tym drugim, bo jest mi bliższy, jednak ostatnio
przeprowadziłam ciekawą rozmowę z pewnym mężczyzną na temat jego poglądów i
zaczęłam się zastanawiać, nad tą formą. Zawsze wydawało mi się, że takie coś
będzie sztuczne, jednak nie. Rozmawialiśmy całkiem spontanicznie i naturalnie.
Zadawałam pytania, a on odpowiadał, pytał też o moje reakcje. To było takie
wyłożenie „kawy na ławę”. Zaczęłam nawet uważać, że jeśli konwersacja zostanie
poprowadzona rozsądnie i w sposób przemyślany, nie powinna partnerki zszokować,
ani przestraszyć. My omówiliśmy zarówno to, jak ten mężczyzna traktuje kobietę
na co dzień, jak ją rozpieszcza, ale również, jak karci. To duże ułatwienie,
ponieważ kobieta wie, czego może się spodziewać, co mężczyzna toleruje, a co
nie, czego unikać, a na co można sobie pozwolić.
Z kolei drugi wariant ma ten plus, że jest więcej
czasu na to, by się oswoić z zasadami partnera. Ja wolę go, bo nie lubię zmian
i ciężko mi się do nich dostosować. Łatwiej mi znieść coś, co przychodzi
powoli, niż to, co nagłe. Muszę mieć chwilę, by sobie wszystko na nowo układać,
by to „przetrawić”. Łatwiej mi też zapamiętać coś takiego, niż listę suchych
zasad i postanowień.
A co ze zgodą? Różnie, jak to w życiu. U jednych
jest werbalna, pada symboliczne „tak, zgadzam się na Twoje zasady”, u innych
niewerbalna. Obie są w porządku, o ile odpowiadają obojgu partnerom.
Przynajmniej takie moje zdanie. I tu się muszę nie zgodzić z Samira
stwierdzeniem, że gdyby kobieta chciała to by odeszła od damskiego boksera,
który pierze po twarzy za to, że zupa była za słona. Często jest tak, że taka kobieta
bardzo chce odejść, że o niczym innym nie marzy, ale ktoś miesiącami, a czasem
latami wkładał jej do głowy jaka to ona jest beznadziejna, bo pranie wiesza
krzywo, zupę robi za słoną, a pieczeń przypala. Skoro nie radzi sobie z tak
prostymi czynnościami, to jak miałaby sobie poradzić bez męża? Takie panie mają
bardzo niską samoocenę i nie wierzą we własne siły, dlatego nie odchodzą.
Często obok tego idzie miłość do tego boksera. Bo może ona za mało się stara?
Może jeśli postara się bardziej to on przestanie? Może uda jej się go
zadowolić? Dla Samira wydaje się to wszystko takie proste… A tak naprawdę nie
jest. Jest bardzo trudne i skomplikowane i uważam, że takim kobietom zamiast oceny
osób postronnych, przydałoby się wsparcie. Pozytywne wzmocnienie, by uwierzyła
we własne siły. Podobnie nie zgadzam się z drugim przytoczonym przez mojego
kolegę przykładem. Co jeśli kobieta, której mąż nic nie robi w domu już z nim
rozmawiała, a on nie reaguje na to w żaden sposób? Nie zawsze wina leży po
stronie kobiety i to również trzeba wziąć pod uwagę.
Przejdźmy teraz do mojego artykułu. Samir napisał, że
on stawia na rozmowę, że dla niego lanie to ostateczność, dodał też, że są
mężczyźni, którzy tak nie uważają. Ja dzielę mężczyzn na cztery grupy – pizdy
(wybaczcie określenie, ale ktoś mi takie kiedyś podsunął i pasuje idealnie,
jeden wyraz, a mówi tak wiele…), stawiający na rozmowę, rozmawiający i
wyciągający konsekwencje oraz nietłumaczący.
Zacznę może od tych moim zdaniem najgorszych –
takich, którzy nie tłumaczą, bo „kobieta powinna wiedzieć, co zrobiła źle”.
Dlaczego panowie tak myślicie? Czy Wy zawsze jesteście idealni? Nigdy się nie
mylicie? Nie popełniacie błędów? Gdyby taki mężczyzna pokusił się o rozmowę z
kobietą, która zawiniła, mógłby odkryć, jakie były jej motywacje, co nią
kierowało. To mogłyby być swego rodzaju okoliczności łagodzące, pozwalające
spojrzeć na sprawę bardziej obiektywnie. Dodatkowo, podczas rozmowy kobieta
mogłaby zobaczyć swoją winę (jeśli nie widziała jej wcześniej), zrozumieć,
wyciągnąć wnioski, a nie tylko unikać danej czynności ze strachu przed karą. Ja
będąc w związku z takim mężczyzną czułabym się traktowana bardzo niesprawiedliwie,
w zasadzie myślałabym, że moje zdanie, tłumaczenie, stanowisko się nie liczy,
byłabym zagubiona. Nic bym nie wiedziała. Nie wyobrażam sobie związku bez
rozmowy. Nie widzę sensu karania, gdy nie ma rozmowy. Bo jaki jest sens? Taka
kobieta nawet nie wie, za co… Tak mądrze pisze, a… A prawda jest taka, że
gdybym poznała mężczyznę i pokochała go, a gdzieś „po drodze” okazało się, że
on właśnie taki jest, to pewnie bym nie odeszła. Kochając pozwalam na zbyt
wiele. Wiem o tym, ale nie potrafię tego zmienić. Nie wpadajcie w podobną
pułapkę.
Ci lepsi rozmawiają, tłumaczą i potem wymierzają
sprawiedliwość. Tych lubię bardziej, bo słuchają swojej kobiety i liczą się z
nią. Pozwalają wybrance dostrzec winę, zrozumieć. Wydają mi się bardziej
empatyczni. Znając punkt widzenia kobiety mogą być bardziej obiektywni. Cenię
ten typ mężczyzn. Oni podejmują wysiłek, poświęcają czas i rozmawiają. Dla mnie
to, że mogę się wytłumaczyć, jest bardzo ważne. Przy takim mężczyźnie kobieta
wie, za co i dlaczego jest karana. Taki układ wydaje mi się „zdrowszy”,
łatwiejszy do zaakceptowania. A Wam? Co o tym sądzicie? Bo ja na przykład,
gdybym zawiniła takiemu mężczyźnie, to nie dyskutowałabym z jego
postanowieniem. Poddałabym się jego woli i nie miałabym poczucia
niesprawiedliwości, o ile oczywiście bym zawiniła.
Najrozsądniejsi
- moim zdaniem – są ci panowie, którzy skupiają się głównie na rozmowie.
Oni dopuszczają możliwość odstąpienia od kary w niektórych momentach, w innych
działają ostro, w jeszcze innych umiarkowanie – w zależności od potrzeb. Muszą
włożyć naprawdę dużo czasu, energii i siły w budowanie związku, nie działają
pochopnie. Bywają niesprawiedliwi, bo w końcu są tylko ludźmi, ale potrafią się
przyznać do błędu. Potrafią powiedzieć, że źle ocenili sytuację, a nawet
przeprosić. Mężczyźni ci się nie wywyższają i podkreślają równość kobiety i
mężczyzny, ale jednocześnie ich odmienność. Bo kobieta i mężczyzna są różni,
ale równi. Przy takim mężczyźnie można czuć się spełnioną. On kształtuje
kobietę, decyduje o jej życiu, ale robi to w taki sposób, że łatwo mu się
podporządkować. Ma się bowiem poczucie, że robi to dlatego, by tej kobiecie
było dobrze. Dla mnie taki mężczyzna jest tym wymarzonym, wyśnionym… Bo nie
oszukujmy się, ale wspaniale jest mieć faceta, który nas rozumie, jest
empatyczny, nastawiony zarówno na „dawanie od siebie”, jak i „branie do siebie”,
szanuje i troszczy się. Taki prawie ideał
Na koniec taka mała refleksja, jaka mnie nawiedziła…
Ważne jest to, na jaką kobietę trafi mężczyzna. Wyobrażacie sobie tego, który
nie tłumaczy w związku z kobietą, która się stawia? Wydaje mi się, że to by
było gorsze od wojny, taka para byłaby w nieustającym konflikcie… A gdyby ten
sam mężczyzna trafił na kobietę, która jest uległa i godzi się na takie
traktowanie? Tu szczerze współczuję tej kobiecie, bo mężczyzna zdominowałby ją
w każdym calu, ale może jakoś odnaleźliby szczęście?
A co z mężczyzną, który tłumaczy, a potem wyciąga
konsekwencje oraz z tym, co stawia na rozmowę? Jak oni poradziliby sobie z taką
kobietą, co się ciągle buntuje? Czy potrafiliby być z taką, co się na wszystko
godzi? Jak wyglądałoby życie tych kobiet u boku takich mężczyzn? Jest wiele
pytań, wiele wątpliwości – jak w każdym związku. Myślę jednak, że najważniejsze
to dojść do jakiegoś konsensusu i zrobić tak, by obie strony były zadowolone.
Samir mówił, że napisze teraz o „laniu na początek”
– ten temat jakoś do mnie nie przemawia, ale chętnie się w nim wypowiem.
Bardzo to wszystko mnie zaciekawiło co tu napisaliście. Nigdy mi nawet do głowy nie przyszło, że taki układ, przypominający "Pan - Uległa" (tak wiem, nie traktować tego zbyt dosłownie), można wcielić w życie codzienne. Jestem również zaciekawiona, czy to się sprawdza przez całe życie, czy np przez 10 lat, i w końcu któraś strona się wyłamuje?
OdpowiedzUsuńPiszesz tutaj o typach mężczyzn. I napisałaś, że do zaakceptowania jest taki który tłumaczy i wymierza sprawiedliwość. Ale czy to chodzi o to, że przy każdym "złym uczynku" dostaje karę? Czy też możliwe jest wytłumaczenie, że źle zrobiła? Bo czasami trudno przewidzieć jakieś sytuacje, i mogą się mężczyźnie nie spodobać i co i od razu kara? Trochę takie nie sprawiedliwe.
A mężczyźni którzy skupiają się tylko na rozmowie... O ile świat byłby lepszy, gdyby więcej takich było!
Może piszę to trochę bez głębszego zastanowienia, ale po ciągłym umawianiu się z niedorosłymi dzieciakami, taki związek wydaje się zbliżać w stronę idealnego. Wielką zaletą chyba jest, poczucie bezpieczeństwa i tego, że mężczyzna zawsze czuwa, trochę jak ojciec, ale jednak mąż. Dlatego zainteresowaliście, zaintrygowaliście, będę czekać na dalsze posty.
Pozdrawiam,
I.
Nie zgodzę się z wypowiedzią powyżej, dlatego, iż związek DD (domestic dyscypline) nie ma zbyt wiele wspólnego z relacja DS czyli po polsku PAN-Uległa (domination submission).Zwiazki DS są konstruowane na zupełnie innych zasadach i jest to świat BDSM, tutaj kobieta czy facet jest uległy/ulęgłą z własnej woli, oddaje się we władanie osoby dominującej,dużo by się rozpisywać na ten temat bo relacji takowych są różne warianty.
UsuńNie zgodzę się z wypowiedzią powyżej, dlatego, iż związek DD (domestic dyscypline) nie ma zbyt wiele wspólnego z relacja DS czyli po polsku PAN-Uległa (domination submission).Zwiazki DS są konstruowane na zupełnie innych zasadach i jest to świat BDSM, tutaj kobieta czy facet jest uległy/ulęgłą z własnej woli, oddaje się we władanie osoby dominującej,dużo by się rozpisywać na ten temat bo relacji takowych są różne warianty.
UsuńZgadza się, nie powinno się DD kojarzyć z BDSM i innymi tego typu relacjami :)
OdpowiedzUsuń