sobota, 8 czerwca 2013

6. O tym, jacy są mężczyźni.

Weszłam na bloga, przeczytałam i już zdążyłam się zirytować. Czasami niepodważalność stanowiska Samira wzbudza we mnie bunt. Chcę zrobić coś po swojemu, a nie mogę. Bo ja wcale nie chciałam pisać tego następnego artykułu. Ja się chciałam po prostu dopisać do jego. Uzupełnić go. Stanowczo wolę tę formę, niż pisanie jako pierwsza. Tak, wiem, życie nie zawsze będzie układało się po mojemu, dlatego przewertowałam archiwum gg i znalazłam, o czym miałam pisać.


Najpierw może wtrącę swoje trzy grosze na temat „zgody na związek taki, a nie inny”. Początki bywają piękne i wyjątkowe. Dwoje ludzi niespodziewanie wchodzi na jedną ścieżkę, najpierw idą obok siebie, lekko muskając dłonią o dłoń, potem idą ramię w ramię, mocno trzymając się za ręce. Pierwsze spacery, randki, wypady do kina, czy na dyskotekę. Już wtedy można dostrzec, jak mężczyzna zachowuje się w stosunku do kobiety, czy przepuszcza ją w drzwiach, odsuwa krzesło itd., czy jest szarmancki, czy wręcz przeciwnie, czy jest „burakiem”. Już wtedy kobieta może podejrzewać, że jej mężczyzna ma jakieś zasady, może intuicyjnie o tym wiedzieć, może to po prostu czuć.

Jak panowie uświadamiają partnerki o swoich poglądach i przekonaniach? W jaki sposób przybliżają im domową dyscyplinę? Różnie. Jedni od początku mówią, co i jak, u innych jakoś tak samo wychodzi, nie ma reguły. Jak jest lepiej? Nie wiem. To indywidualna sprawa. Z jednej strony dobrze od początku wiedzieć „na czym się stoi”, z drugiej jednak takie stopniowe poznawanie siebie daje możliwość oswojenia się „z tematem”.

Oba warianty mają swoje zalety, oba mają swoje wady. Myślałam, by zająć się tym drugim, bo jest mi bliższy, jednak ostatnio przeprowadziłam ciekawą rozmowę z pewnym mężczyzną na temat jego poglądów i zaczęłam się zastanawiać, nad tą formą. Zawsze wydawało mi się, że takie coś będzie sztuczne, jednak nie. Rozmawialiśmy całkiem spontanicznie i naturalnie. Zadawałam pytania, a on odpowiadał, pytał też o moje reakcje. To było takie wyłożenie „kawy na ławę”. Zaczęłam nawet uważać, że jeśli konwersacja zostanie poprowadzona rozsądnie i w sposób przemyślany, nie powinna partnerki zszokować, ani przestraszyć. My omówiliśmy zarówno to, jak ten mężczyzna traktuje kobietę na co dzień, jak ją rozpieszcza, ale również, jak karci. To duże ułatwienie, ponieważ kobieta wie, czego może się spodziewać, co mężczyzna toleruje, a co nie, czego unikać, a na co można sobie pozwolić.

Z kolei drugi wariant ma ten plus, że jest więcej czasu na to, by się oswoić z zasadami partnera. Ja wolę go, bo nie lubię zmian i ciężko mi się do nich dostosować. Łatwiej mi znieść coś, co przychodzi powoli, niż to, co nagłe. Muszę mieć chwilę, by sobie wszystko na nowo układać, by to „przetrawić”. Łatwiej mi też zapamiętać coś takiego, niż listę suchych zasad i postanowień.

A co ze zgodą? Różnie, jak to w życiu. U jednych jest werbalna, pada symboliczne „tak, zgadzam się na Twoje zasady”, u innych niewerbalna. Obie są w porządku, o ile odpowiadają obojgu partnerom. Przynajmniej takie moje zdanie. I tu się muszę nie zgodzić z Samira stwierdzeniem, że gdyby kobieta chciała to by odeszła od damskiego boksera, który pierze po twarzy za to, że zupa była za słona. Często jest tak, że taka kobieta bardzo chce odejść, że o niczym innym nie marzy, ale ktoś miesiącami, a czasem latami wkładał jej do głowy jaka to ona jest beznadziejna, bo pranie wiesza krzywo, zupę robi za słoną, a pieczeń przypala. Skoro nie radzi sobie z tak prostymi czynnościami, to jak miałaby sobie poradzić bez męża? Takie panie mają bardzo niską samoocenę i nie wierzą we własne siły, dlatego nie odchodzą. Często obok tego idzie miłość do tego boksera. Bo może ona za mało się stara? Może jeśli postara się bardziej to on przestanie? Może uda jej się go zadowolić? Dla Samira wydaje się to wszystko takie proste… A tak naprawdę nie jest. Jest bardzo trudne i skomplikowane i uważam, że takim kobietom zamiast oceny osób postronnych, przydałoby się wsparcie. Pozytywne wzmocnienie, by uwierzyła we własne siły. Podobnie nie zgadzam się z drugim przytoczonym przez mojego kolegę przykładem. Co jeśli kobieta, której mąż nic nie robi w domu już z nim rozmawiała, a on nie reaguje na to w żaden sposób? Nie zawsze wina leży po stronie kobiety i to również trzeba wziąć pod uwagę.

Przejdźmy teraz do mojego artykułu. Samir napisał, że on stawia na rozmowę, że dla niego lanie to ostateczność, dodał też, że są mężczyźni, którzy tak nie uważają. Ja dzielę mężczyzn na cztery grupy – pizdy (wybaczcie określenie, ale ktoś mi takie kiedyś podsunął i pasuje idealnie, jeden wyraz, a mówi tak wiele…), stawiający na rozmowę, rozmawiający i wyciągający konsekwencje oraz nietłumaczący.
Zacznę może od tych moim zdaniem najgorszych – takich, którzy nie tłumaczą, bo „kobieta powinna wiedzieć, co zrobiła źle”. Dlaczego panowie tak myślicie? Czy Wy zawsze jesteście idealni? Nigdy się nie mylicie? Nie popełniacie błędów? Gdyby taki mężczyzna pokusił się o rozmowę z kobietą, która zawiniła, mógłby odkryć, jakie były jej motywacje, co nią kierowało. To mogłyby być swego rodzaju okoliczności łagodzące, pozwalające spojrzeć na sprawę bardziej obiektywnie. Dodatkowo, podczas rozmowy kobieta mogłaby zobaczyć swoją winę (jeśli nie widziała jej wcześniej), zrozumieć, wyciągnąć wnioski, a nie tylko unikać danej czynności ze strachu przed karą. Ja będąc w związku z takim mężczyzną czułabym się traktowana bardzo niesprawiedliwie, w zasadzie myślałabym, że moje zdanie, tłumaczenie, stanowisko się nie liczy, byłabym zagubiona. Nic bym nie wiedziała. Nie wyobrażam sobie związku bez rozmowy. Nie widzę sensu karania, gdy nie ma rozmowy. Bo jaki jest sens? Taka kobieta nawet nie wie, za co… Tak mądrze pisze, a… A prawda jest taka, że gdybym poznała mężczyznę i pokochała go, a gdzieś „po drodze” okazało się, że on właśnie taki jest, to pewnie bym nie odeszła. Kochając pozwalam na zbyt wiele. Wiem o tym, ale nie potrafię tego zmienić. Nie wpadajcie w podobną pułapkę.

Ci lepsi rozmawiają, tłumaczą i potem wymierzają sprawiedliwość. Tych lubię bardziej, bo słuchają swojej kobiety i liczą się z nią. Pozwalają wybrance dostrzec winę, zrozumieć. Wydają mi się bardziej empatyczni. Znając punkt widzenia kobiety mogą być bardziej obiektywni. Cenię ten typ mężczyzn. Oni podejmują wysiłek, poświęcają czas i rozmawiają. Dla mnie to, że mogę się wytłumaczyć, jest bardzo ważne. Przy takim mężczyźnie kobieta wie, za co i dlaczego jest karana. Taki układ wydaje mi się „zdrowszy”, łatwiejszy do zaakceptowania. A Wam? Co o tym sądzicie? Bo ja na przykład, gdybym zawiniła takiemu mężczyźnie, to nie dyskutowałabym z jego postanowieniem. Poddałabym się jego woli i nie miałabym poczucia niesprawiedliwości, o ile oczywiście bym zawiniła.

Najrozsądniejsi  - moim zdaniem – są ci panowie, którzy skupiają się głównie na rozmowie. Oni dopuszczają możliwość odstąpienia od kary w niektórych momentach, w innych działają ostro, w jeszcze innych umiarkowanie – w zależności od potrzeb. Muszą włożyć naprawdę dużo czasu, energii i siły w budowanie związku, nie działają pochopnie. Bywają niesprawiedliwi, bo w końcu są tylko ludźmi, ale potrafią się przyznać do błędu. Potrafią powiedzieć, że źle ocenili sytuację, a nawet przeprosić. Mężczyźni ci się nie wywyższają i podkreślają równość kobiety i mężczyzny, ale jednocześnie ich odmienność. Bo kobieta i mężczyzna są różni, ale równi. Przy takim mężczyźnie można czuć się spełnioną. On kształtuje kobietę, decyduje o jej życiu, ale robi to w taki sposób, że łatwo mu się podporządkować. Ma się bowiem poczucie, że robi to dlatego, by tej kobiecie było dobrze. Dla mnie taki mężczyzna jest tym wymarzonym, wyśnionym… Bo nie oszukujmy się, ale wspaniale jest mieć faceta, który nas rozumie, jest empatyczny, nastawiony zarówno na „dawanie od siebie”, jak i „branie do siebie”, szanuje i troszczy się. Taki prawie ideał

Na koniec taka mała refleksja, jaka mnie nawiedziła… Ważne jest to, na jaką kobietę trafi mężczyzna. Wyobrażacie sobie tego, który nie tłumaczy w związku z kobietą, która się stawia? Wydaje mi się, że to by było gorsze od wojny, taka para byłaby w nieustającym konflikcie… A gdyby ten sam mężczyzna trafił na kobietę, która jest uległa i godzi się na takie traktowanie? Tu szczerze współczuję tej kobiecie, bo mężczyzna zdominowałby ją w każdym calu, ale może jakoś odnaleźliby szczęście?
A co z mężczyzną, który tłumaczy, a potem wyciąga konsekwencje oraz z tym, co stawia na rozmowę? Jak oni poradziliby sobie z taką kobietą, co się ciągle buntuje? Czy potrafiliby być z taką, co się na wszystko godzi? Jak wyglądałoby życie tych kobiet u boku takich mężczyzn? Jest wiele pytań, wiele wątpliwości – jak w każdym związku. Myślę jednak, że najważniejsze to dojść do jakiegoś konsensusu i zrobić tak, by obie strony były zadowolone.


Samir mówił, że napisze teraz o „laniu na początek” – ten temat jakoś do mnie nie przemawia, ale chętnie się w nim wypowiem.

4 komentarze:

  1. Bardzo to wszystko mnie zaciekawiło co tu napisaliście. Nigdy mi nawet do głowy nie przyszło, że taki układ, przypominający "Pan - Uległa" (tak wiem, nie traktować tego zbyt dosłownie), można wcielić w życie codzienne. Jestem również zaciekawiona, czy to się sprawdza przez całe życie, czy np przez 10 lat, i w końcu któraś strona się wyłamuje?

    Piszesz tutaj o typach mężczyzn. I napisałaś, że do zaakceptowania jest taki który tłumaczy i wymierza sprawiedliwość. Ale czy to chodzi o to, że przy każdym "złym uczynku" dostaje karę? Czy też możliwe jest wytłumaczenie, że źle zrobiła? Bo czasami trudno przewidzieć jakieś sytuacje, i mogą się mężczyźnie nie spodobać i co i od razu kara? Trochę takie nie sprawiedliwe.
    A mężczyźni którzy skupiają się tylko na rozmowie... O ile świat byłby lepszy, gdyby więcej takich było!

    Może piszę to trochę bez głębszego zastanowienia, ale po ciągłym umawianiu się z niedorosłymi dzieciakami, taki związek wydaje się zbliżać w stronę idealnego. Wielką zaletą chyba jest, poczucie bezpieczeństwa i tego, że mężczyzna zawsze czuwa, trochę jak ojciec, ale jednak mąż. Dlatego zainteresowaliście, zaintrygowaliście, będę czekać na dalsze posty.
    Pozdrawiam,
    I.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zgodzę się z wypowiedzią powyżej, dlatego, iż związek DD (domestic dyscypline) nie ma zbyt wiele wspólnego z relacja DS czyli po polsku PAN-Uległa (domination submission).Zwiazki DS są konstruowane na zupełnie innych zasadach i jest to świat BDSM, tutaj kobieta czy facet jest uległy/ulęgłą z własnej woli, oddaje się we władanie osoby dominującej,dużo by się rozpisywać na ten temat bo relacji takowych są różne warianty.

      Usuń
    2. Nie zgodzę się z wypowiedzią powyżej, dlatego, iż związek DD (domestic dyscypline) nie ma zbyt wiele wspólnego z relacja DS czyli po polsku PAN-Uległa (domination submission).Zwiazki DS są konstruowane na zupełnie innych zasadach i jest to świat BDSM, tutaj kobieta czy facet jest uległy/ulęgłą z własnej woli, oddaje się we władanie osoby dominującej,dużo by się rozpisywać na ten temat bo relacji takowych są różne warianty.

      Usuń
  2. Zgadza się, nie powinno się DD kojarzyć z BDSM i innymi tego typu relacjami :)

    OdpowiedzUsuń